środa, 20 grudnia 2017

1

Wigilijny wieczór. Czas kiedy bliscy, zasiadają przy obficie nakrytych stołach. Słuchając kolęd rozbrzmiewających na cały dom, wpatrując się w światła bożonarodzeniowej choinki i dzieląc się opłatkiem. Czas wybaczania i czas miłości... rodzinnego ciepła i tego co najlepsze. Boże Ross co ty tu robisz?-pomyślałem ściskając kierownicę mojego czarnego auta. Żaden normalny człowiek, nie jeździ w wigilię , o tej porze, sam. Chociaż może jednak nie do końca sam. Miałem w końcu obok mojego ukochanego psa. Zeref wpatrywał się to we mnie, to w drogę, wydając ciche pisknięcia co jakiś czas. Droga do Denver bywa naprawdę niebezpieczna. Zwłaszcza o tej porze roku. Tamte Boże Narodzenie było wreszcie inne. Wreszcie nie byłem sam. Po śmierci moich rodziców, bardzo ciężko było mi wrócić do normalnego życia. Zginęli w wypadku samochodowym 2 lata temu, a ja do tej pory nie potrafię się z tym pogodzić. Przez to boję się jeździć sam, Zeref dodawał mi otuchy. Strasznie za nimi tęsknie. Tęsknota to zabawne uczucie. Pokazuje ci , ile jest momentów w twoim życiu, w których chciałbyś tylko tego, by ta osoba była blisko. Jednak tym razem nie miałem wyboru. Zeref złamał łapkę, przewracając w domu choinkę. Musiałem natychmiast zawieźć go do weterynarza. Całe szczęście byliśmy już w drodze powrotnej. Deszcz uderzał mocno o przednią szybę. Mój roczny skarb, zaczął strasznie wiercić się na siedzeniu. Bardzo przeszkadzał mi w prowadzeniu, dekoncentrował mnie. Nigdy nie lubiłem na niego krzyczeć tamtym razem jednak musiałem. Zeref! - wrzasnąłem najgłośniej jak umiałem. Szczeniak zaczął głośno piszczeć. Spojrzałem na niego i powiedziałem stanowczym głosem żeby wytrzymał, za 15 minut będziemy na miejscu. Jak na psa, jest bardzo inteligentny . Czasami mam wrażenie, że on naprawdę wie co do niego mówię, i że żałuje tego, że nie ma jak mi odpowiedzieć. Pies spojrzał na mnie maślanymi oczami. No dobra-pomyślałem. Zatrzymałem auto i wypuściłem go na zewnątrz. Dookoła otaczały mnie pola. Powiewał lekki wiatr, jednak dość chłodny, bo trząsłem się z zimna. Mały krążył po polu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Lepszej pory na „kupanko" nie mógł sobie znaleźć. Zauważyłem że zaczął strasznie węszyć. Postawił uszy do góry. Już wiedziałem co się święci. Nim zdążyłem na niego krzyknąć, ten zaczął już biec przed siebie. Zeref ! -krzyczałem na ile tylko pozwolił mi mój głos. Deszcz zaczął padać intensywniej. Straciłem go z oczu. Szedłem przed siebie wykrzykując w kółko jego imię. Nic to jednak nie dało. Wróciłem więc do auta, spanikowany że właśnie straciłem psa. Siedziałem tak, parę minut . Myślałem o tym że kiedy tylko wrócę do domu będę sam. Bardziej jednak przejmowałem się psem. Jest kompletnie ciemno. A ja nie wiem co robić. Nie mam nawet telefonu żeby zadzwonić. Rozładował się w najmniej odpowiednim momencie. Wszedłem jeszcze raz na polanę. Zeref! Tym razem krzyczałem głośniej, próbując nie płakać. Bardzo kochałem tego psa. Po chwili wrócił. Przytuliłem go mocno do siebie. Ty głupku! Nigdy więcej takich akcji zrozumiałeś ?!- wrzasnąłem na niego. Ten jednak, miał w dupie to że na niego krzyczę. Do auta!- rozkazałem. Pies spojrzał prosto na drogę. Pisnął i pociągnął mnie za spodnie. Wtedy , byłem już pewien, że chce mi coś pokazać. Szedłem tam gdzie mnie prowadził. Nos miał ciągle przy asfalcie. Moim oczom ukazała się dziewczyna. Połowa jej ciała znajdowała się na ulicy, połowa na poboczu. Wyglądała jakby chciała się przeczołgać. Nie ruszała się jednak. Stałem tak przez dobrą chwilę zanim cokolwiek zrobiłem. Odebrało mi zmysły. Czułem przerażenie. Moje kości wydawały się miękkie. Spojrzałem na szczekającego Zerefa. Ona nie żyje?- zapytałem patrząc na mojego pupila jakbym oczekiwał odpowiedzi. Podszedł do dziewczyny. Obwąchał ją z każdej strony. Zbliżył do niej swój pysk. Polizał jej twarz i zaszczekał. Zrobiłem krok. Potem kolejny. Podchodziłem do niej jak lunatyk. Zeref szczekał coraz głośniej. Ręka dziewczyny uniosła się powoli, jakby podnosiła ją pierwszy raz, odepchnęła lekko pysk liżącego ją psa. Znów się zatrzymałem. Przekręciła się z prawego boku na plecy. Jej ręce ponownie opadły na ziemię. Trzymała je za głową. Wydawała z siebie takie dźwięki jakby była opętana. Weź się w garść chłopie-pomyślałem. Podeszłem do niej. Uklęknąłem. Dotknąłem jej ramienia. Hej-szturchnąłem ją-Chyba miała pani wypadek, niech pani zaczeka zadzwonię po pogo..-w tamtej chwili zdałem sobie sprawę że rozładował mi się telefon-Ma pani telefon?-dziewczyna nie odpowiadała. Zauważyłem że ma telefon w kieszeni. Wyjąłem więc go. Zaraz wracam proszę poczekać.

-Nie-chwyciła moją dłoń-Nie potrzebuję karetki.

-A policja ? Po policję też mam nie dzwonić?-zapytałem-Miałaś wypadek?

-To nie był wypadek-westchnęła-Próbowałam popełnić samobójstwo-słowa ledwo wychodziły jej z ust-Po przeciwnej stronie ulicy powinno leżeć moje rozbite auto. Deszcz pewnie ugasił płomienie-spostrzegła-Dlatego nie spłonęłam razem z autem.

-Co mam więc z tobą zrobić ?-zapytałam-Życzysz sobie czegoś?

-Zjadłabym coś-odsłoniła swoje krótkie włosy z twarzy, jej dłonie jak i same włosy były we krwi. Podniosłem ją . Objąłem ją tak by mogła swobodnie ze mną iść. "Mam na imię Laura" . To jedyne co powiedziała. Dziewczyna nie była w stanie stawić nawet kroku. Trzymałem ją za ramiona, jej nogi niósł Zeref. Położyłem ją na tylnym siedzeniu. Wziąłem głęboki oddech. Najpierw jeden potem drugi. Uderzyłem się w czoło. Chciałem jakoś zresetować umysł i całe to wydarzenie. Ona jednak dalej tu była. 

wtorek, 19 grudnia 2017

Prolog

To, na co patrzyłam , nie było prawdziwe. Nie mogło być. Mrugnęłam kilka razy, potrząsnęłam głową, złapałam się za włosy. Dlaczego jeszcze się nie obudziłam? Dlaczego ten koszmar wciąż trwa? Wciąż myślałam, jak to się stało, jak do tego doszło. W prawie każdym filmie akcji, główny bohater lub ktoś mu bliski, bierze udział w takiej katastrofie. I mimo iż wiedziałam, że wszyscy przeżyją, to i tak krzyżowałam palce i w napięciu czekałam na finał, a później szłam spać, nieświadoma że kiedyś to ktoś, będzie musiał skrzyżować palce dla mnie. Z wycieńczenia upadłam na ziemię, rozcięłam sobie moje , i tak już całe we krwi , dłonie. Nie miałam siły się podnieść. Chciałam tylko, żeby to się skończyło, chciałam uśmierzyć ból. Mój oddech zrobił się bardzo nierówny. W jednej chwili brakowało mi powietrza, w drugiej nie nadążałam z jego wdychaniem. Leżąc na prawym boku i wpatrując się w rozlaną benzynę , ujrzałam niedaleko leżący, srebrny łańcuszek, a właściwie to co z niego zostało. Był porwany i cały ubrudzony błotem. Gdyby nie doczepione do niego maleńkie serduszko, to najprawdopodobniej uznałabym go , za jakiś nic nie warty sznurek. Chciałam go wziąć do ręki, mieć w swojej kieszeni. Uniosłam rękę, ale po chwili ją opuściłam. Nie miałam siły, żeby złączyć wargi, a co dopiero żeby podnieść rękę. Odczekałam chwilę wpatrując się w ten sam punkt- w kałużę benzyny, która mieniła się pięknymi kolorami. Kąciki moich ust drgnęły niezauważalnie, a samotna łza spłynęła po policzku. Nawet mruganie sprawiało mi ból. Ból? Co to właściwie jest? Według definicji słownikowej "ból" jest to bardzo nieprzyjemne wrażenie zmysłowe. O tak,z tym akurat mogę się zgodzić. Z moimi zmysłami nie było teraz najlepiej. Wszystko co widziałam, było zamglone, słyszałam tylko ciszę, w ustach czułam gorzki smak, dookoła unosił się zapach spalenizny, a jeśli chodzi o dotyk , to nie miałam czucia w prawej partii mojego ciała. Idąc tym tropem, mogłam swobodnie nazwać siebie ofiarą losu. Niczego w życiu nie osiągnęłam. Wiecznie kłóciłam się z rodzicami.Zrażałam do siebie wszystkich, którzy chcieli się ze mną zaprzyjaźnić, udawałam kogoś innego. Nigdy nie potrafiłam odnaleźć się w większym gronie. Z przyjęć wychodziłam smutna i rozdrażniona, a nie zrelaksowana i pogodna. Nikt nigdy nie umiał do mnie trafić, wytłumaczyć, że życie nie polega tylko na byciu pesymistą. Prawda jednak jest taka że mnie nie znali. Nie wiedzieli jak wrażliwa , ciepła i czuła, jestem naprawdę. Widzieli tylko moją twardą skorupę, stworzoną z żalu , bólu, cierpienia i nienawiści. Żałuję, że nie dałam im się poznać, nie otworzyłam się. Kolejna łza spłynęła po moim policzku. Nie otarłam jej. Nie chodziło nawet o to że, fizycznie nie miałam takiej możliwości. Po prostu chciałam, żeby ten jeden ostatni raz, całe moje cierpienie, żal i złość, wyszły na zewnątrz. Szkoda tylko, że nikt tego nie dostrzegł. Czy gdybym teraz dostała jeszcze jedną szansę, zmieniłabym się? Wątpię. Bo ludzie się nie zmieniają, oni tylko wmawiają innym , że tak się stało. Ogień zajął już całą polanę. Otoczył mnie, a płomienie zdawały się być coraz bliżej i bliżej... Spojrzałam jeszcze raz na pole tulipanów. Piękne miejsce aby umrzeć.

niedziela, 17 grudnia 2017

Wstęp

Cześć ! :3
Wracam tutaj po mega długiej przerwie , działałam tylko na wattpadzie odkąd skończyłam pisać swojego 3 "bloga". Możecie kojarzyć mnie z mojego pierwszego bloga który odniósł jakiś tam sukces :3 . Tym razem będę oczywiście pisać ff o Rossie czy Laurze. Zwykła historia przypominająca książkę (jak bedę starała się wydać to pozmieniam nazwiska xD)  Mam nadzieję że wam się spodoba. Nie mam pojęcia ilu starych czytelników tu trafi ale za niektórymi bardzo tęsknie. Najbardziej za Wierną Czytelniczką i Słodką Czekoladką. Wattpad to serwis który różni się od bloggera. Tam nie dostawałam żadnych komentarzy. Co innego tutaj. Mam nadzieję że ta historia spodoba się wam tak jak poprzedni blog (myślę tu o ludziach którzy go czytali. Pisanie to moja ogromna pasją odkąd pojawiłam się tutaj w 2013 roku. Postaram się pisać jak najczęściej. Maturalna klasa daję w kość ale na pasję zawsze znajdzie się czas :3
Pozdrawiam was gorąco.
- Klaudia
Template by Elmo